Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że się bez nas obejdzie? zobaczemy! zobaczemy!
A to — zobaczemy — pełne było najstraszniejszéj groźby.
Szczęściem pan Juljusz rad nie rad dał się do państwa Emeryków ściągnąć choć prawie gwałtem; gdyż po niego wysłano pana Emeryka pod pozorem kupna pszenicy na nasienie, a w istocie dla zaproszenia go do Hodowa.
Rozstawiła nań sieci znakomita instygatorka i poczęła zaraz bardzo zręcznie badać, ale Juljusz z uśmiechem na ustach, wykręcał się wprawnie a grzecznie z zapytań nic na nie nie odpowiadając, potrafił jednak nie rozgniewać milczeniem upartém.
Powierzchowność przybylca, tak jakoś przypadła do smaku pani Emerykowéj, że zaraz po piérwszych odwiedzinach zawyrokowała: — Bardzo przyzwoity człowiek, niezmiernie mi się podobał, pełen taktu! Dójdziemy kto taki, juściż nie żyd i nie wychrzta, nazywałby się inaczéj i ma herbowny sygnet na palcu. Ma cóś dystyngwowanego, francuzczyzna dobra, manjery większego świata...