Strona:Józef Conrad - Janko Góral.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przeszłości. Szybka jego gorąca wymowa drażniła wszystkich, „drażniący djabeł“, mawiano o nim.
Pewnego wieczora w oberży „Pod białym koniem“, gdy wypił trochę „whisky“, rozchocił się nieborak i począł wyśpiewywać swój, narodowy śpiew miłosny, za co wypędzili go z karczmy. Było mu to bardzo przykro, lecz Preble, kulawy kołodziej, Vincent, otyły kowal i inni apatyczni gospodarze nie lubieli takich koncertów, lecz pragnęli wypić jak zwykle swe wieczorne piwo w spokoju. Innym razem chciał im pokazać, jak się tańczy w jego kraju. Pył podnosił się chmurą z zapiaszczonej podłogi, a on wyskakiwał to wprost przed siebie pomiędzy mnóstwem stołów, to wybijał hołubce, przysiadał w kuczki przed starym Prebrem, na jednej pięcie wykonywał ruchy taneczne, podczas gdy drugą przytupywał do taktu, wydając przy tem dzikie, radosne okrzyki, to znów skakał w kółko na jednej nodze, trzaskając palcami nad głową. Jakiś obcy woźnica, obecny tam wówczas, wyniósł się, klnąc, ze swym kuflem piwa do drugiej izby. Najgorzej jednak było, gdy roznamiętniony tańcem, wskoczył zręcznie na stół i między szklankami popisywał się dalej. Wówczas karczmarz zaprotestował energicznie, dowodząc, że nie potrzebuje „akrobatów w swym lokalu“. Obecni poparli go, lecz „zagraniczny“ pana Sfafforda po trzech szklankach alkoholu w czubie, stawił się hardo, więc wyrzucono go za drzwi