Strona:Józef Conrad - Janko Góral.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

biegł mu drogę i chciał porwać osiołka za uzdę. Uderzył go tak mocno, że biedak zwalił się w błoto, a przerażony osiołek pół mili pędził jak oszalały.
Być może, że w swych desperackich usiłowaniach zdobycia pomocy i konieczności zbliżenia się do kogoś, rozbitek próbował zatrzymać wóz mleczarza. Trzech chłopców-wyrostków przyznało się także, że rzucali kamieniami do śmiesznego włóczęgi, tułającego się w okolicy. Przemokły był, zabłocony i jakby pijany, bo się zataczał w ciasnej, głębokiej, polnej drożynie. Także pani Finns (żona woźnicy od Smithów) zapewniała święcie, że widziała go wychodzącego z chlewa od Hammondsów; gdy ją spostrzegł, skoczył wprost na nią, głośno wykrzykując jakieś słowa, takim strasznym głosem, że mógł przyprawić o śmierć ze strachu najodważniejszego człowieka. Pani Finns miała ze sobą dziecko, nie mogła więc uciekać, krzyczała tylko na niego, by sobie poszedł, a gdy nic nie rozumiał i zbliżał się ciągle, porwała odważnie parasol i poczęła go bić po obnażonej głowie, a później nie oglądając się, jak wicher pobiegła, popychając wózek z dzieckiem, aż do pierwszych chat w farmie. Tam zatrzymała się bez tchu i opowiedziała staremu Lewisowi, który rozbijał kamienie, okropną przygodę; a starowina zawsze smutny i milczący zdjął swe czarne, olbrzymie, w drut oprawne okulary i na trzę-