Strona:Józef Conrad - Janko Góral.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Opowiedziałem panu mniej więcej wiernie to, com słyszał od niego urywkami w przeciągu tych trzech lat pobytu z nami. Lubiłem z nim gawędzić i gdy tylko zdarzyła się rzadka dla mnie chwila wolnego czasu, posyłałem po niego, a on opowiadał mi dzieje swych przygód, błyskając w uśmiechu białemi zębami i wdzięcznie spoglądając pięknemi czarnemi oczyma. Z początku mówił nieśmiało i zabawnie, jak dziecko, lecz wkrótce nauczył się mówić płynnie po angielsku, zawsze jednak z jakimś śpiewnym, miękkim akcentem, który z dobrze znanych angielskich dźwięków wytwarzał nowe słowa jakiegoś nieziemskiego języka. W każdem opowiadaniu wracał do wspomnienia tej okropnej chwili, gdy okrutnie rozbujało się w nim serce, skoro poraz pierwszy postawił nogę na okręcie, snać najsilniejsze musiało to być wrażenie. Czasami przychodziły na niego chwile zupełnej obojętności i wówczas zapominał o wszystkiem, o najważniejszych nawet wydarzeniach. Straszliwie musiał cierpieć i wielce być nieszczęśliwym, zwłaszcza w owych chwilach, gdy zmorzony morską chorobą, leżał nieruchomo w swym żłobie i tak bardzo był samotny. Była to niesłychanie wrażliwa natura.
Wiemy jeszcze o nim, że ukrywał się w chlewku u Hammonda, het tam przy drodze, sześć wiorst odległej od Norton, tam gdzie uwijają się zawsze gromady mew. O tem mówił nie-