Strona:Józef Birkenmajer - Sprawa opieczętowana.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



Wydając książkę „Zagadnienie autorstwa Bogurodzicy“, byłem zgóry na to przygotowany, że nie spotka się ona z życzliwem przyjęciem ze strony prof. Aleksandra Brücknera — choćby dla czysto osobistych względów, ponieważ w tej książce, na niejednej karcie, zostały poddane krytyce różne jego poglądy i wywody, wiążące się z dziejami polskiej pra-pieśni. Co więcej, zgóry wiedziałem, jakiemi metodami posłuży się prof. Brückner, żeby książkę moją zwalczać. Znam bowiem wszystkie bez wyjątku jego pisma, dotyczące „Bogurodzicy“, i wiem, że metody recenzowania i polemizowania były w nich zawsze te same — czy to w stosunku do Hecka, czy do Łosia, czy do Jaworskiego, czy do Szczurata, czy księdza Wyrzykowskiego.
Jakież to były metody? Poprostu metody krytycznego teroru: stek urągowisk niezawsze wytwornych, parodjowanie tez przeciwnika, podchwytywanie nieco mniej zręcznych wyrażeń, odsądzanie czyjegoś dzieła od czci i wiary na podstawie nieraz jednej tylko pomyłki, mającej rzekomo świadczyć, że całe dzieło jest złe i głupie; tak postąpił prof. Brückner np. z rozprawką ks. Wyrzykowskiego, którą a limine, bez wniknięcia nawet w jej treść, odrzucił za przytoczenie lekcji Bobowskiego „Twego dzieła krzyżowa dla“, choć lekcja ta w niczem nie była gorsza, a nawet była sensowniejsza od przyjmowanej przedtem przez samego prof. Brücknera lekcji: „Twego dzieła kry (!) i cieła (!)“. Następną metodą profesora Brücknera w polemikach na temat „Bogurodzicy“ było tendencyjne preparowanie tekstów recenzowanej książki zapomocą opuszczania