Strona:Józef Birkenmajer - Różowy koral.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miała już dwunaste dziecko), dalejże mu doradzać ożenek.
— Jeżeli mi złożysz faktorne, to ci wynajdę żonę, godną ciebie połowicę.
Koral zamknął macki i skulił się w sobie na znak wielkiej pogardy i obrazy, bo wziął to za przymówkę do faktu, że korale są jednopłciowe i rozmnażają się przez podział. Jakąż ingorancją, jak małą znajomością przyrody odznaczał się ten przybłęda z barbarzyńskiej północy — istne cielę morskie!
W każdym razie nie danem już było szlachetnemu rodowi Różowych Korali podzielić losu ich podlejszych krewniaków — białych korali-madrepor, które ongi ośmieliły się wyjrzeć ponad powierzchnię morską po to, by nigdy się już pod nią nie schować; tych było ogromnie dużo, a rosły prędko, jak grzyby po deszczu, i też, jako grzyby-lisice, tworzyły wianek, sabatowy kręgom czarownic podobny, albo też kraalom buszmenów. W takiej to postaci zastygło i zakrzepło żywe i ruchliwe niegdyś zbiorowisko korali — jak zastyga podkowa, przez kowala na gorąco wygięta i do wody wrzucona, lub jak tężeje zwinięta w półkrąg gąsienica, gdy zmieniać się zaczyna w poczwarkę. Taki biały cmentarz kamienny w języku mórz zowie się atollem. Atollem była i wyspa Majonezja (nazwę tę dopiero niedawno nadali jej ludzie) — zdobiąca z dawien dawna powierzchnię morza Fjołkowego, niby diadem lub naszyjnik — szkoda, że z tak lichego gatunku korali...
Na wyspę tę, co jedyną była stanicą na rozległych szlakach morskich, zalatywały albatrosy o krótkiej szyi a skrzydłach długich, podobne do krępych a przygarbionych wieśniaków w długiej siermiędze, i siały — ot tak niechcący — ziarenka z dalekich przyniesione lądów. Powschodziły wszędy żółtawe mchy i zielone trawy, więdły i znów wschodziły, narastając warstwą po warstwie, podobnie jak malarz farbę nakłada na farbę, by tworzyć obrazy; na tem tle wspięły się zadzierzyście szare charsty nadbrzeżne,