Strona:Józef Birkenmajer - Różowy koral.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

taka skorupa rozbije, jak wtedy na Sinej Rafie, to im już śmierć — jakbyś ostrygę z muszli wyłuskał.
Ostrygi zawarły się w muszlach ze wstydu, że tak z nich zaszydzono; jeno szparkę wąską zostawiły, by mogły posłuchać opowieści — jak dzieci, co przez drzwi uchylone podpatrują, co robią starsi. A rekin mówił:
— Pamiętam — choć to lat już piętnaście upłynęło — jak bezradnie wymachiwali rękoma, niczem ośmiornice, tylko że nic niemi ułowić nie zdołali. Jeden z nich był gruby i tłusty, w białej odzieży; znałem go już dawniej z widzenia, bo mi nieraz dań ciskał z okrętu, gdzie gotował strawę towarzyszom. Chciałem go za to zjeść na ostatku, ale on nie umiejąc ocenić mej wspaniałomyślności, rzucił się na mnie, wyrwawszy ostry nóż z za pasa.
Westchnęły sardele i śledzie, wśród których z pokolenia na pokolenie przechowywały się legendy o owych strasznych narzędziach, używanych przez ludzi. Widząc ich smutek, a nie rozumiejąc przyczyny, zaczęły i chełbie smutno kiwać głowami, a kto miał głowę, szedł za ich przykładem. Głowonogi, że mają głowę w miejscu trochę niewłaściwem, zaczęły kiwać wzniesionemi w górę nogami, jak chłopcy, fikający koziołki.
— Zranił mnie trochę bestja, alem go zjadł, jak w tej chwili tego oto tuńczyka — to mówiąc rekin jednym sztychem rozpruł wspomnianą rybę, poczem, uchwyciwszy ją za ogon, powlókł drgające zwłoki hen daleko na głębokie morze.
Zgroza ogarnęła wszystkich obecnych. Przez długą chwilę stali nieruchomo; rzekłbyś, że w kamień się zmieniają, jak madrepory. Pierwszy ciszę przerwał delfin.
— Oto widzicie, co wynikło z waszych swarów! Zaiste jeszcze gorsze przyjdą na was czasy, bo oto wywołaliście widmo straszne i mściwe — człowieka, z którym najlepiej żyć w spokoju. Gdy po raz drugi zamieszkają tu ludzie — biada wam!