Strona:Józef Birkenmajer - Różowy koral.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miał on jednak daru opowiadania i tylko kręcił wciąż w kółko, a gdy mu się przebrała cierpliwość, fukał głośno i pluł przez zęby, jak stary marynarz — od prawdziwego marynarza odróżniało go jednakowoż to, że w braku czego innego pijał wodę. Jeż morski, który wprawdzie niezdolny był do dalekich podróży, ale za to umiał ukłuć dotkliwie, nie szczędził mu docinków i w żywe oczy kpił sobie ze starego wygi, a jego żarty, w almanachu podmorskim uwiecznione przez głowonoga-kałamarnicę, były tak dowcipne, że śmiał się z nich głośno nawet pławikonik morski, pasący się wśród alg.
Najchętniej, rzeczy oczywista, słuchano opowiadań delfina, który zwiedził wszystkie morza, widywał lądy najodleglejsze, sam siebie nazywał przyjacielem ludzi, a o swych doświadczeniach, przeprawach i przygodach gwarzył barwnie i płynnie, gdyż miał łatwość wymowy i wogóle wielką we wszystkiem zręczność mimo lat sędziwych. To też nic dziwnego, że stary delfin był we wszystkiem wyrocznią całej zatoki majonezyjskiej z przyległościami.
Wszystkim tym pogwarkom i opowiadaniom przysłuchiwał się chętnie i szlachetny Koral Różowy, choć ze względu na dostojność rodu nie wypadało mu się przyznawać, że podziela babską czy gminną ciekawość. Był on przykuty do jednego miejsca, jak magnat chory na podagrę, więc nie mógł puszczać się w podróże, na które może i miał ochotę — kto go tam wie? — jednak nikomu się z tem nie zwierzał, tylko milczący i samotny spoglądał niby z wysokiej galerji na całe zbiegowisko ukwiałów, ślimaków, krabów i mątewek, wijące się u jego podnóża. Do nikogo się nie zniżał, z nikim się nie bratał, nikomu nie okazywał serca — bo zresztą natura nie obdarzyła go sercem... Jej w tem wina.
Wśród ryb, rojnie zaludniających, a raczej zarybiających słone przestwory, była jedna zwana rybą ciekawą, ponieważ miała ogromne wybałuszone ślepia i gębę zawsze otwartą. Ta nigdy nie zabierała głosu,