Strona:Iwan Turgieniew-Pierwsza miłość.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uśmiechem. — Ot, zawsze mię tak zapewniasz o swojéj miłości, skoczno t do mnie na drogę, jeśli mię kochasz naprawdę.
Jeszcze nie skończyła, a już leciałem na dół, jak strącony niewidzialną siłą. Mur miał parę sążni wysokości. Uderzyłem o ziemię nogami, ale tak silnie, że nie mogłem się utrzymać; upadłem i na chwilę straciłem przytomność.
Gdy zacząłem przychodzić do siebie, nim jeszcze otworzyłem oczy, uczułem jéj obecność tuż przy mnie. Widziałem, że się pochyla nade mną, usłyszałem głos jéj zatrwożony, cichy, miękki, pieszczotliwy.
— Biedny, mój drogi chłopczyno, — mówiła, — jak mogłeś to zrobić, jak mogłeś mię posłuchać!... przecież ja cię kocham, kocham...
Czułem na twarzy jéj oddech, jéj ręce dotykały méj głowy, wtém — o Boże! co się ze mną stało, kiedy jéj miękkie, świeże usta zaczęły mię okrywać pocałunkami! czułem je na oczach, czole — dotknęły ust moich. Nagle domyśliła się widać po wyrazie twarzy, że odzyskałem przytomność, bo choć oczu nie otworzyłem, usunęła się szybko i rzekła głośno, choć łagodnie.
— No, wstawaj, ty zbytniku, waryacie! Dokąd będziesz leżał na piasku?
Podniosłem się i usiadłem.
— Podaj mi pan parasolkę, — widzisz, gdzie upadła! A nie patrz tak na mnie, co za niedorzeczność! Nie stłukłeś się? Pokrzywy musiały cię poparzyć? Mówię ci, nie patrz tak na mnie!...
Chciała mię nastraszyć wzrokiem i groźném potrząsaniem głowy, ale rzeczywiście nie wiedziałem, czego chciała.
— Nie rozumie? Czy nie słyszy? Nic nie odpowiada, — szepnęła, jakby do siebie.
— No, ruszaj pan do domu, ms. Waldemar, — zaczęła znowu energicznie, — musisz się oczyścić, a nie waż się iść za mną! pogniewałabym się, i już nigdy...
Nie domówiła zdania i odeszła; ja nie ruszałem się z miej-