Strona:Iliada3.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Co za dziw, z sobą mówiąc, że ta woyna długa
Wzniecona dla Heleny, boginić to druga.
Bądź w cerze, bądź w kibici, ruszeniu, urodzie,
W postawie, w całym składzie i wspaniałym chodzie.
Jednak z dziećmi nas zguby broniąc, niech w okręty
Wsiadłszy, stąd wiezie z sobą te nieszczęsne nęty.„
„Córko miła, sam do mnie, pełen rzekł dobroci
Do niéy Pryam, pomimo nieszczęść naszych, to ci
Imię rad ieszcze daię: nie tyś ie przywiodła
Na nas, z bogów ta powódź nieprzyiaźni źródła.
Pódź swych krewnych, i z Argów widzieć bohatery.
Kto iest ten rycerz, co mu żywy Mars tchnie z cery?
Widzę, gaszą go inni wzrostem i swą tuszą,
W minie iednak wspaniałéy ustąpić mu muszą.„
Helena na to: „Twoia ta łaskawość królu,
We dwoie mi przyczynia wstydu i wraz bólu.
Czemu z rąk syna twego śmierć mię nie wydarła?
Wtenczas, gdy w drogę puścić z nim się nie oparła,
Porzucaiąc dom z mężem, i z córką iedyną,
Bracią i z towarzyszek mych młodą drużyną!
Odtąd zgryzoty srogie wewnątrz mną się pasły,
Pochodnie złego, w twarzy wdzięki od łez gasły.
Ten coć wpadł w oczy rycerz, iest Agamemn, razem
I berłem władać umie, i bić się żelazem.
Szwagrem był moim, nim móy ohydą stan zmażę.
O iaki żal, że go tym zwać iuż się nie ważę!„