Strona:Iliada3.djvu/206

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.

    Że twe będą musiały ręce (co rzecz podła),
    Z dalekiego czerpaną wodę dźwigać źródła.
    Westchnie w takiéy przykrości i zaboli ciebie
    Serce, ale uchylić trzeba się potrzebie.
    Wtenczas ktoś cię oblaną widząc łzami, powie:
    Przypatrzcie się Hektora walecznego wdowie,
    Który się przed murami oyczyzny bił w zbroi,
    I tyle dzieł dokazał dla całości Troi.
    Jakiż cię nie przerazi żal i smutek wtedy,
    Żałuiąc męża, coby dźwignął cię z téy biedy.
    Lecz niźli te nieszczęścia wyroki wywiną,
    Wprzód nad mą śmiercią z oczu twoich łzy wypłyną.„
    Te gdy słowa affektu pełne skończy, ściągnie,
    Ręce, i do syna się (chcąc go wziąć) posiągnie,
    Dzieciuch, który z pilnością pozierał na głownię
    Błyskaiącą polorem iasnym niewymownie,
    I na kitę szyszaku złocistego, która
    Za dęciem lekkich wiatrów roztaczała pióra,
    Krzyknie, i odwracaiąc twarz z strachu, za szyię
    Sciśnie mamkę, do iéy się piersi tuli, kryie.
    Oyciec dzielny bohatyr, matka heroina
    Mądra, patrząc z uciechą na tę boiaźń syna,
    Rozśmiali się oboie. Wtém odepnie nity
    Hektor, i zdeymie szyszak piórami okryty.
    Weźmie syna na ręce, ucałuie mile,
    I te sunie do bogów modły w onę chwilę