Strona:Iliada3.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tam z innemi bogami do uczty zasiędę,        205
I w stugłownych ofiarach część moię mieć będę.
Lecz was Achilles, żalem przenikniony, czeka,
Prosi, żebrze, i pyszne ofiary przyrzeka,
Abyście zapalili stos z Patrokla ciałem:
Po nim rozlegaią się ięki w woysku całém.„
To powiedziawszy, znikła. Wiatry bez odwłoki
Wychodzę z strasznym szumem, i pędzą obłoki:
Zaraz morze ryczącym oddechem wzburzyły,
Potém na stos Patrokla obracaią siły.
Wzniósł się szumiący płomień, ognie wszystko niszczą,
Wiatry, całą noc wieiąc, przeraźliwie świszczą:
Równie całą noc Pelid, maiąc w ręku czarę,
Z naczynia wino czerpał zwłokom na ofiarę.
Grunt cały od słodkiego soku się rozpływał,
On lał, i cień Patrokla po imieniu wzywał.
Jak oyciec łzami syna oblewa popioły,
Któremu iuż gotował ślub Hymen wesoły,
Wtém go wzięła śmierć z wielką rodziców żałobą;
Tak, Patroklu, Achilles rozpłakan nad tobą,
Ostatnią ci posługą swą miłość oznacza,
Czołga się koło stosu, ięczy i rozpacza.
Już gwiazda ranna blizki światła powrót głosi,
Już różana Jutrzenka na niebie się wznosi,
Gdy wolnieć zaczął pożar, stos płomienie spasły.
Wiatry nazad wracaią, gdy ognie wygasły: