Strona:Iliada3.djvu/057

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Smieie się z niego Pallas, i chlubnie zawoła.        413
„Szalony! czyż twa siła méy wyrównać zdoła?
I będzieszże śmiał ieszcze wyzywać Palladę?
Cierp, żeś matkę rozgniewał, żeś popełnił zdradę:
Lękay się czego więcéy, za przewrotność twoię,
Tyś Greków śmiał odstąpić, a wspomagać Troię!„
To mówiąc, odwróciła błyszczące się oczy.
Mars ięczy przeraźliwie, ból go ciężki tłoczy;
Ledwie przyszedł do siebie, gdy śliczna Wenera,
Podnosi go pieszczoną ręką, i podpiera.
Obaczywszy to Juno, tak Pallady wzywa:
„Pospiesz Jowisza córo! oto niegodziwa
Chce Wenus unieść Marsa z pośród szczęku miedzi:
Pódź, ukarz iéy zuchwałość, niech spokoynie siedzi.„
Chętnie to czyni Pallas, co iéy zalecono,
Bieży, i pięścią w śnieżne uderza ią łono:
Wywraca się natychmiast, zemdlała i zbladła,
I na ziemi przy Marsie kochanym upadła.
Zwaleni od Minerwy, leżeli oboie.
A ona tak zwycięstwo ogłaszała swoie:
„By cały orszak bogów, dla Troian przychylny,
Okazał się na polu, tak śmiały, tak silny,
Jak Wenus, kiedy Marsa upadłego broni,
I zuchwale się moiéy nadstawuie dłoni;
Już dawno z bogów każdy polaby odbieżał,
A Jlion zniszczony, w swych gruzachby leżał.„