Strona:Iliada2.djvu/347

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy Tetys do mnie przyszła, uściskam ią mile,        411
Muszę się iéy wypłacić, za dobrodzieystw tyle.
Ty pódź, niech zastawiony stół gościnny będzie,
A ia miechy poskładam i całe narzędzie.„
To rzekłszy, od kowadła powstał bóg wysoki,
I zwolna nierównemi ruszaiąc się kroki,
Oddala miechy z ognia, w kuźnicy ład czyni,
I swoich prac narzędzia składa w srebrnéy skrzyni.
Gąbką ociera z dymu swe czoło wyniosłe,
I ręce i kark silny i piersi obrosłe.
Wdział szatę, a do ręki wziął berło złocone,
Dwa zaś posągi, w kształcie dwóch dziewic zrobione,
Krok niepewny swym pewnym krokiem podpierały:
I ruch i głos i rozum bogi im nadały,
I przemysł, naycudnieysze dzieła robić zdolny.
Idą, pilnie zważaiąc na pana krok wolny.
Stanąwszy, gdzie siedziała srebrnych wód królowa,
Uchwycił ią za ręce, i rzekł w takie słowa.
„Bogini, klóréy tyle doznałem przysługi,
Czego chcesz? dom nasz ciebie nie widział czas długi:
Powiedz: ia się do twoich żądań chcę sposobić,
Wszystko zrobię, co mogę, i co da się zrobić.„
A Tetys rozpłakana: „Ach! miły Wulkanie!
Któraż z bogiń, dzierżących Olimpu mieszkanie:
Tyle doznała smutków, nędzy i niedoli,
Ile ich na mnie spadło z bogów oyca woli.