Strona:Iliada2.djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ledwie ie uyrzą, iużci słabe żrą zwierzęta;        361
Tak Troian biią Greki: trwoga w sercach wszczęta
Zmieszała ich, że prawie męztwa się wyrzekli,
I na to tylko pomni, ażeby uciekli.
Aiax zaś na Hektora zwracał swe dziryty:
Ale wódz, świadom boiu, puklerzem okryty,
Na swoiém stanowisku czekał niewzruszony,
Strzał świst i grotów z każdéy uważaiąc strony.
Widział on, że ku Grekom los boiu się skłaniał,
Lecz stał, i towarzyszów, ile mógł, zasłaniał.
Jak szumi chmura, idąc do górnych sklepieni,
Gdy Jowisz w straszną falę dzień pogodny zmieni;
Tak też z Troian ucieczką zgiełk i wrzawa wzrosły:
Hektora bystre z pola rumaki uniosły,
Opuścił swoie woysko: mnóstwo ludu legło,
Niźli w ucieczce rowy głębokie przebiegło:
Wielu rycerzom konie dyszle połamały,
I zostawiły wozy strzaskane w kawały.
Patrokl rozjuszon ściga lękliwą gromadę,
Zapala Greki, Troian przysięga zagładę.
Ci pierzchaiąc, powietrze napełniaią wrzaskiem,
Od nóg wzruszonym niebo zaciemnia się piaskiem,
Uciekaią od floty, koła szybkie warczą,
Ku miastu lecą konie, ile nogi starczą.
Gdzie naybardziéy lud zmieszan, Patrokl ku téy stronie
Z przeraźliwym okrzykiem swoie pędzi konie: