Strona:Iliada2.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dwudziestodwułokciowym obracaiąc drągiem,        673
Z okrętów na okręty przeskakiwał ciągiem.
Jak obok cztéry konie sprzągłszy ieździec zręczny,[1]
Ludowi ciekawemu chcąc dadź widok wdzięczny,
Bieży ku miastu, chlubney szukaiąc zalety,
Zbiegaią się mężczyźni, zbiegaią kobiety.
Obróconych na niego oczu pełno wszędzie,
On z konia na koń skacze w naybystrzeyszym pędzie;
Tak po nawach wielkiemi skakał Aiax kroki,
A ogromnym swym głosem przebiiał obłoki.
Zachęca bezustannie ten mąż nieznużony,
Do dzielney i namiotów i floty obrony.
I Hektor między swemi nie został orszaki:
Lecz iak orzeł, zoczywszy pasące się ptaki,
Uderza na żórawie, gęsi, lub łabędzie;
W takimże Hektor śmiały rzucił się zapędzie:
Na nawy prosto leci, bo ręka Jowisza
Jego pcha, i licznego za nim towarzysza.
Pod samą flotą walkę stoczyli tak srogą,
Iżbyś rzekł, że wyczerpnąć swoich sił nie mogą:[2]
Taka zjadłość ich piersi, taki ogień pali,
Jakoby w tym momencie bitwę zaczynali.
Wielki do męztwa powód miały strony obie,
Grek iuż zbawienia prawie nie rokuie sobie,
Troianin dzisiay wszystko chce zakończyć razem,
Okręty zniszczyć ogniem, a Greki żelazem:

  1. Z tego mieysca sądzić można, że Grecy iuż wtenczas ieździli na koniach. Widać to ieszcze z xięgi X. gdzie Dyomed i Ulisses wziąwszy konie Reza, wsiedli na nie, i konno do obozu wrócili.
  2. Opis nayżywszy, naymocnieyszy, iaki trudno czytać w inném Poemacie.