Strona:Iliada2.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ach! iak tu dla rycerza, chwały plac iest żyzny!        491
Pięknie mu z bronią, w ręku, umrzeć dla oyczyzny,
A dom swóy, żonę, dzieci, maiątek ocali,
Gdy męztwem swém Achiwy z tych brzegów oddali.„
Tak Hektor w serca wszystkich zapał swóy przelewał.
Nie z mnieyszą Aiax siłą Achiwy zagrzewał:
„Mężowie! dziś naysroższych klęsk iesteśmy bliscy,
Albo ocalim flotę, albo zginiem wszyscy.
Mniemacieli, gdy Hektor naw panem zostanie,
Że możecie piechotą przeyśdź po Oceanie?
Nie widzicieli? iak on rzuca się gwałtownie,
Jak zapala, iak woła na Troian o głownie?
Nie na tańce ich wzywa, lecz żeby nas dobić.[1]
Ja sądzę, że nie możem nic lepszego zrobić,
Jako, gdy nasz zmieszamy oręż z ich orężem:
Niech iuż raz, albo zginiem, albo też zwyciężem.
Próżno wycieńcza siły nasze ta obrona,
Słabszy nas nieprzyiaciel w tym ścisku pokona.„
Gdy on zapalał woyska, od Hektora wtedy,
Mężny rycerz Focensów, legł na ziemi Schedy:
Wielki zaś Aiax syna Antenora zgładził
Laodamanta, który piechotę prowadził.
Pod Megesem walczący, wódz Epeiów dzielny,
Od Polidama dostał Oty raz śmiertelny.
Widzi zwycięzcę Meges, zaraz się nań rzuca,
A zemścić się nie może, i to go zasmuca:

  1. Aiax ostro wyrzuca Grekom ich gnuśność, że słysząc Hektora zapalaiącego swoich, aby nieśli ogień na okręty, tak oboiętni są na to, iak gdyby go słyszeli zachęcaicego ich do wesołości i tańców.