Strona:Iliada2.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z tęgich żył dziś odemnie skręcona cięciwa,        465
Zdolna nieść strzał tysiące, nagle mi się zrywa.„
„Porzuć twóy łuk i strzały, rzekł Aiax żałosny,
Gdy ci ie z rąk wydziera iakiś bóg zazdrosny:
Weź raczéy długą dzidę, piersi okryy tarczą.
Walcz, zachęcay, biymy się, póki siły starczą.
Jeśli maią wziąć flotę, niech ią wezmą z pracą,
I niech drogo zwycięztwo Troianie opłacą.„
Tak radził, Teucer zaraz namiotu dopada,
Łuk zostawia, na ramie tęgi puklerz wkłada,
Głowę kształtnie zrobionym szyszakiem przykrywa,
Nasrożona piórami groźna kita pływa,
Ogromną bierze dzidę, a nie szczędząc kroku,
Bieży spieszno, i staie przy Aiaxa boku.
Widząc łuk Teukra, boskim osłabiony cudem;
Hektor między Troiańskim głośno woła ludem:
„Walczcie, gdzie z taką chwałą bitwa rozpoczęta,[1]
Niech każdy z was o dawnéy sławie swéy pamięta.
Widziałem na me oczy, iak bezsilne strzały,
W ręku naybiegleyszego rycerza zostały.
Jowisz to sam dokazał, i znak iest niemylny,
Dla kogo on niechętny, a komu przychylny:
Dziś od niego Achiwów zmnieyszona odwaga,
Dziś przeciwko nim biie, a nam dopomaga,
Walczcie więc, bo zwycięztwem pewném się zaszczyciem.
Kto ma paśdź, niech bez żalu rozstanie się z życiem.

  1. Mowa Hektora i Aiaxa, wyższe są nad wszyſtkie pochwały. Trudno co ślachetnieyszego i mocnieyszego w podobnych okolicznościach powiedzieć.