Strona:Iliada2.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jakeś tylko przy nawach stoczył boy straszliwy;        777
Tu, bez wytchnienia, walczę z mężnemi Achiwy.
Wodze, o których pytasz, iuż cień śmierci kryie,
Helen z nich tylko ieszcze i Deifob żyie:
Od zgonu zachowała ich Jowisza wola,
Lecz w rękę oba ranni, ustąpili z pola.
Teraz, gdzie chcesz, prowadź nas, wszyscy za twą cnotą,
Za twym przykładem póydziem z naywiększą ochotą:
Wszystko zrobim, i męztwa w nas nie będziesz winić;
Ale, nad swoie siły, nikt nie może czynić.„
Temi słowy gniew brata Parys ułagodził.
Spieszą oba, gdzie walkę Mars naywiększą zwodził,
Gdzie Cebryon waleczny, Polidam roztropny,
Falces, Ortey, Polifet, do boiów pochopny,
I gdzie Hyppocyona, Morys, Askań, syny,
Wsławiały się na czele rycerskiemi czyny.
Wczoray dopiero przyszli, pyszna na nich zbroia,
Za dawnych, świeżych miała w nich obrońców Troia.
Zaraz Hektor z naywiększym zapałem uderzy.
Jako, gdy z szumem wicher po polach się szerzy,
A Jowisz trzaskaiące pioruny zapala,
Wzmaga się hałas, morze straszna tłucze fala,
Wzdyma wody, i ryczy ocean zhukany,
Na bałwanach spienione wznoszą się bałwany;
Tak za Hektorem Troian cisną się tysiące.
Spieszą hufce po hufcach, od miedzi błyszczące.