Strona:Iliada2.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Złamałem mur, lecz tego dokazać nie mogę,        413
Bym wlasném do naw męztwem otworzył wam drogę,
Nuż waleczni rycerze wstępuycie w me ślady,
Złączone siły, wszystkie zwyciężą zawady.„
Na ten głos nowy zapał śmiałe przeiął Liki,
Zbiegły się pod bok swego króla woiowniki,
Z drugiéy strony Achiwi roty swoie zwarli,
Żeby się przy tém mieyscu skutecznie oparli.
Z równą mocą i męztwem walczą strony obie.
Nie mogą do naw drogi Liki zrobić sobie,
Choć mur iuż przełamany był dla nich otworem;
Ni Greki Lików z muru silnym zmieść odporem,
A iak z tykami w ręku dwa gruntu dziedzice,
Przy krańcach roli swoiéy, walczą o granice.
Nie chcąc sobie ustąpić ziemi ani stopy;
Tak ci między murami i między okopy,
W ciasném mieyscu bóy toczą: a łoskot rozszerza,
Broń tłuczona od broni, puklerz od puklerza.
Wielu i tych poległo trupem, których były
Do pierzchliwéy ucieczki obrócone tyły,
I tych, co mężnie w boiu do upadłéy trwali.
Nie wstrzymały puklerze ostréy ciosów stali:
Z obu stron mnóstwo ludu w téy rozprawie ginie,
Z wież, z okopów, krew Troian i Achiwów płynie.
Stoią Grecy, choć wściekle Troia na nich biie.
Jak skrzętna gospodyni, co z kądzieli żyie,