Strona:Iliada2.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jowisz łaskaw, swoiego wsparcia im nie szczędzi,        257
Wzrusza wiatr, ten na nawy gęsty piasek pędzi,
Miękcząc umysły w Grekach, zapał ich ostudza,
A w Hektorze waleczność i Troianach wzbudza:
W jego znakach i w męztwie maiąc zaufanie,
Silą się mur Achayski przełamać Troianie.
Już mocnemi drągami podważaią wręby,
Już wierzchy wież wzruszaią i ogromne dęby,
I przyciesie, na których mur Achiwów leży,
Ufni, że wnet wyłamią otwór w środku wieży.
Achiwi przed gwałtownym bronią się napadem:
Pod mur idących, grotów obsypuią gradem.
Wieże tarcz rzędem kryią: a tymczasem roty
Obiegaiąc Aiaxy, dodaią ochoty.
W żwawych sercach pochwałą chęć do boiu grzeią,
A ostrą w tych naganą, co podło gnuśnieią.
„Zacne piérwszego rzędu rycerstwo i takie,
Coś iest w drugim, lub trzecim, bo męztwo iednakie
Nie zapala nas wszystkich; stańmy teraz wszyscy,
Znacie sami, iakiego nieszczęściaśmy bliscy:
Nie uchodźcież przed groźbą Hektora nikczemnie,
Stawcie się, serca sobie dodaiąc wzaiemnie.
Tak, za łaską Jowisza, tęgi odpór damy,
Ścigaiąc nieprzyiaciół aż pod miasta bramy.„
Tym głosem Grek zapalon, niewzruszony stoi.
Jak w zimie, gdy się Jowisz w swe groty uzbroi,