Strona:Iliada2.djvu/077

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ILIADA.
XIĘGA XI.

Piękna Jutrzenka z łoża Tyrtona się budzi,
Niosąc żądane światło dla bogów i ludzi;
Gdy Jowisz do naw Greckich śle sprawczynią ięku,
Niezgodę, boiów hasło trzymaiącą w ręku.
Staie wpośród obozu, na Ulissa łodzi.
Skąd łatwo do dwu floty końców głos dochodzi,
Gdzie Aiax i gdzie Pelid stoi niezwalczony:
Ci swym ludem zaięli dwie ostatnie strony.
Zaufawszy i męztwu i barkom niezłomnym.
Skoro bogini głosem ryknęła ogromnym,
Natychmiast się Marsowy ogień w piersiach pali,
Pragną, by iak nayprędzéy kurzu skosztowali;
I więcéy im smakuie krew, rany i blizny,
Niżeli prędki powrót do lubéy oyczyzny.
Woła król, by do broni mieli się rycerze:
I sam razem na ramie świetną zbroię bierze.
Kształtny obów na nodze srebrną haftką sprząga
Na piersi kirys, cudnie wyrobiony wciąga,
Dar Cynira, przyiaźni spólnéy zakład miły.
Bo gdy nawet aż w Cyprze wieści rozgłosiły,
Że Grecy na okrętach niosą bóy pod Troię,
Tym on darem królowi okazał chęć swoię.