Strona:Iliada2.djvu/068

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Trupy ciągnie Ulisses, i składa na stronie,        491
Przeględny, aby do krwi nieprzywykłe konie,
Szkodliwą nie zostały przerażone trwogą,
Tyle skrwawionych trupów tłoczący pod nogą.
Nakoniec się do Reza namiotu przedziera,
I życie trzynastemu królowi odbiera.
Jakby sen nieszczęśliwy w oczach iego staie:
Trak ięczy konaiący, i ducha oddaie.
Konie zaś uprowadza Ulisses z obozu,
I łukiem ie potrąca, bo zapomniał z wozu
Wziąć z sobą bicz królewski; bicz kształtny i złoty.
Daie znak, by iuż, krwawéy poprzestać roboty.
Lecz Tydyd, w mieyscu stoiąc, waży się nadwoie:
Czyli wóz, w którym były pyszne króla zbroie,
Unieść i nadzwyczaynym czynem się ozdobić;
Czyli też ieszcze więcéy śpiących Traków pobić.
Kiedy się tak namyśla, Minerwa przybiegła,
I kochanego sobie rycerza ostrzegła.
„Pamiętay o powrocie, nie chciey dłużéy czekać.
By ci nie przyszło potém haniebnie uciekać:
Może wkrótce obudzić Troian z bogów który.„
To rzekła, on zrozumiał głos Jowisza córy.
Wsiadł na konia, na drugim siedzi król Jtaki,
Uderza łukiem, lecą ku flocie rumaki.
I niedługo Apollo bystrém dostrzegł okiem,
Jak Minerwa śpieszyła za Tydyda krokiem.