Strona:Iliada2.djvu/029

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Życie cenię nad wszystko: choćbyś odziedziczył        413
Bogactwa, które Troi lud zamożny liczył,
Nim tu Grecy przynieśli woyny pożar srogi;
Lub co marmurowemi ozdobiona progi,
W Delfach zamyka Feba świątynia szanowna;
Wszystko się to z szacunkiem życia nie porówna.
Jedne straciwszy, w drugie zamożesz się zbiory,
Nowe pozyskasz sprzęty, stada i obory:
Dusza się nie powróci, nikt się nie doczeka,
Aby na nowo przyszła ożywiać człowieka.
Matka rzekła, wód morskich pani srebrnonoga,
Że do śmierci dwoiaka prowadzi mię droga:[1]
Jeśli będę z Troiany walczył ręką dzielną,
Nie wrócę się, lecz zyskam chwałę nieśmiertelną:
Zaszczyt ten utracony, gdy w domu osiędę,
Ale śmierć moia późna, długi wiek żyć będę.
I drugim Grekom radzę powrócić do domu:
Nie legnie od waszego Jlion pogromu.
Ma Troia woyska mężne, Jowisz iéy obrońca:
Nigdy wy pracy waszéy nie uyrzycie końca.
Nieścież odpowiedź wierną, iak posłom przystoi,
Że Pelid nigdy gniewu swego nie ukoi,
Że trwały w przedsięwzięciu: przez inną więc radę,
Niech oddalą od woyska i floty zagładę:
Bo na mnie polegaią wcale bezrozumnie.
Fenix niech tu zostanie, i nocuie u mnie.

  1. Cóż potem, mówi La Motte, że Achilles prawie bez oporu wszyſtko wywraca. Zawsze to prawda, że w każdéy chwili wyſtawia się na spełnienie okrutnego względem siebie wyroku, i ślachetnie poświęca się dla chwały.