Strona:Iliada.djvu/352

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rzekł: a oni z przydaniem każdy swego znaku,        179
Losy w Agamemnona złożyli szyszaku:
Woyska wzywaią bogów, ręce w górę wznoszą.
I temi słowy pana nieśmiertelnych proszą:
„Day, niechay los Aiaxa, lub Tydyda padnie,
Lub króla, co w Micenach możném berłem władnie.„
Tak się modlą, do nieba obróciwszy oczy.
Wtém Nestor zatrząsł szyszak:[1] natychmiast wyskoczy
Żądany los Aiaxa, Telamona syna.
Woźny go z prawéy strony obnosić zaczyna,
Przez wszystkie, co włożyli swe znaki, rycerze:
Lecz za swóy nie uznaiąc, żaden go nie bierze.
Kiedy zaś przed Aiaxem niezwalczonym staie,
Ten ściąga po los rękę, i za swóy uznaie,
I rzuciwszy na ziemię, swą radość tłumaczy:
„Los iest móy, przyiaciele, i dobrze się znaczy:
Że Hektora zwyciężę, mam pewną nadzieię.
Wy tymczasem, nim zbroię rycerską przywdzieię,
Proście za mnie Jowisza, ale proście w ciszy,
Niech waszéy nieprzyiaciel modlitwy nie słyszy.
Lub raczéy proście głośno: nie znam w sercu trwogi.
Przed nikim z ludzi nie drżę, ani cofam nogi.
Mniemam, że gdy w rycerskiéy Salaminie wzrosłem.
Znam się niepoczątkowo z Marsowém rzemiosłem.„
Rzekł, woysko wzywa bogi w pokornych odgłosach:
„Panie, co władasz ziemią, co rządzisz w niebiosach,

  1. Wchodzi tu poeta w szczegóły, które się mogą drobnemi wydawać: ale idzie o wypadek losu, którym, podług mniemania owego czasu, bogowie zarządzali. A więc z wszelką uroczyſtością rzecz ta dopełniona bydź musiała.