Strona:Iliada.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Achiwi zaś unoszą Tlepolema z pola:        673
Wskróś Ulissa przenika smutna męża dola:
Więc, na dwoie rozważa, co lepszego zrobić,
Czy ścigać Sarpedona, czy tłum Lików pobić:
Ale Ulissesowi Jowisz nie przeznaczył,
By z jego ręki piekło Sarpedon obaczył.
Więc na Liki w nim serce Minerwa rozpali:
Alastor, Nemon, Prytan, Chromi, Ceran, Hali,
I Alkander, padaią dzielne woiowniki.
Byłby ieszcze bohatyr dłużéy zwalał Liki,
Gdyby Hektor srogiego nie postrzegł zaboiu:
Wyskakuie z zastępów, i w Marsowym stroiu,
Przeraża Greki, wielkim następuiąc krokiem.
Uweselony iego Sarpedon widokiem:
„Hektorze, mówi głosem, który mu ustaie,
Przeszkodź, by ciała mego nie wzięli Danaie:
Day tę przyiacielowi ostatnią obronę.
Niech w mieście waszém ducha moiego wyzionę,
Gdy mi wiecznie oyczysta zamknięta kraina,
Nie uściskam méy żony! nie obaczę syna!„
Nic nie rzekł Hektor na te Sarpedona żale:
Szybko przebieżał, cały w naywiększym zapale.
Jakby natarcie mężnych Achiwów uśmierzył,
A postrach między niemi i zabóy rozszerzył.
Sarpedon, z woiennego uniesiony huku,
Złożony był od swoich przy Jowisza buku: