Strona:Iliada.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Czy ieszcze dziewki żądasz, byś gdzie z nią ukryty,        231
Wylał się na rozpustę, lubieżnik niesyty!
I także dla Greckiego wódz srogi plemienia!
Jakżeśmy podli, mężów niegodni imienia,
Kobiety z nas trwożliwe: puśćmy się na wody,
Niech on pod Troią nasze pożywa nagrody,
Niech zna, czy bez naszego może co oręża.
Skrzywdził Achilla, nadeń dzielnieyszego męża:
Daną od nas nagrodę gwałtem wydarł z nawy.
Gnuśny Pelid nie mszcząc się tak niegodnéy sprawy:
Gdyby cię, iak na męża przystało, był zażył,
Ostatni raz, Atrydzie, byłbyś go znieważył.„
Tak lży Tersyt wielkiego narodów pasterza.
Wtém Ulisses do niego szybkim krokiem zmierza,
I ostro nań spoyrzawszy, groźnym tonem rzecze:
„Lekkomyślny Tersyto, krzykliwy człowiecze,
Wstrzymay ięzyk zuchwały, ty, hańbo natury:
Bo ze wszystkich, co przyszli pod Troiańskie mury,
I królom towarzyszą w rycerskiéy potrzebie,
Żaden człowiek nie przyszedł podleyszy nad ciebie.
Nie waż się królów śmiałym pomiatać językiem,
Ani bydź do powrotu płochym buntownikiem.
Jak los padnie, przewidzieć nie dano nikomu,
Czy my z chwałą, czy z hańbą powrócim do domu.
Jeśli króla narodów szarpiesz z téy przyczyny,
Że go hoynie daruią łupem Greckie syny;