Strona:Iliada.djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

samym sposobie, nie trudno odpowiedzieć na inne podobnego gatunku zarzuty.
Drudzy zarzucaią Homerowi, raczéy brak i małość dowcipu, niż zbytek. Ale doyrzałe roztrząśnienie okaże, że te mniemane wady, czasowi w którym żył, nie poecie, przyznane bydź powinny. Takie są: że bogów grubemi, a bohatyrów z przywarami i niedoſkonałościami wyſtawił. Zanadto delikatni są dzisieysi krytycy, z niesmakiem patrzący, że w Homerze bohatyrowie sami się zatrudniaią rzeczami, które oni za podłe i niewolnicze uznaią. Mnie się zdaie, że dla człowieka rozsądnego, bardzo przyiemnym ieſt widokiem, proſtota owego wieku, tak przeciwna przepychowi i zbytkom wieków naſtępnych. Miło ieſt widzieć monarchów bez ſtraży, synów królewſkich pilnuiących trzód swoich, a córy królów czerpaiące własną ręką wodę z krynicy. Czytaiąc Homera, powinniśmy pamiętać, że mamy w ręku naydawnieyszego pisarza pogańſkiego świata; a ta uwaga ukontentowanie nasze podwoi. Niech więc krytycy raz nad tém dobrze się zaſtanowią, że w Homerze poznaią się z narodami, których iuż nie masz, że się w naydawnieyszą zapuszczaią ſtarożytność, że będą mieli przed oczyma rzeczy, których obrazu gdzie indziéy nie obaczą. Naoſtatek, niech maią w pa-