Strona:Ignacy Mościcki - Autobiografia (kopia nr. 1a) - Rozdział 01 - 701-074-001-001.pdf/005

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

miesięcy przyszedł znowu ksiądz katolicki i zaczął stawiać duże wymagania, znalazło się dwóch chłopców z klasy wstępnej, którzy prosili władze szkolne o posyłanie ich na lekcje religii do popa. Ojcowie nawrócili jednak szybko swych synów, metodą dotkliwą, na wiarę katolicką.
Zrażony represjami szkolnymi, oświadczyłem rodzinom zaraz po przyjeździe na letnie wakacje, że do Zamościa nie wrócę, dalszą zaś naukę pobierać pragnę w Warszawie, w szkole prywatnej; nie chciałem być narażony nadal na konflikty z władzami szkół rządowych, życzeniu memu stało się zadość.
W warszawskiej średniej szkole realnej, w której pozostawałem aż do jej ukończenia, miałem dużo czasu do wchodzenia w głąb siebie. Rozpocząwszy naukę znowu od klasy pierwszej, przechodziłem z klasy do klasy z dużą łatwością, bez żadnej pomocy pozaszkolnej. Ułatwiały mi w tym moje zdolności matematyczno-przyrodnicze; natomiast co do nauk pamięciowych, to nie tylko natrafiałem na duże trudności, ale brakowało mi do nich także ochoty. Traktowałam je pobieżnie i tylko tyle uwagi im poświęcałem, by nie być zmuszonym powtarzać klasy. Niejednokrotnie też, z powodu tych trudności, o ile miałam większe zadania pamięciowe, a istniało prawdopodobieństwo, że będę pytany, decydowałam się raczej pozostać na drugi dzień w dom i poświęcić ten czas przemyśliwanie zjawisk życiowych, Dawało mi to dużo zadowolenia, a pozostawiony nawet dłużej własnym myślom nigdy się nie nudziłem.
To omijanie w szkole średniej zadań pamięciowych, wytworzyło pewne braki w moim późniejszym życiu; miałem duże trudności w szukaniu formy wyrażania swych myśli w słowie i piśmie. Nie przychodziło mi to automatycznie, jak u wielu innych ludzi. Również nauka obcych języków była dla mnie, z tych samych powodów, nie łatwym zadaniem,