Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do mnie na chwilkę Zosia, powracając z kościoła. Wstała umyślnie wcześniej, żeby być na nabożeństwie popielcowem. Za jakie grzechy, za jakie nadużycia rozkoszy świata posypał jej ksiądz głowę popiołem, sam nie wiem. Ale to biedactwo czuło się w obowiązku uczestniczenia w tym pokutniczym obrzędzie. Lecz mniejsza z tem: to kwestya jej wiary, a dobrze, że ją ma. Zosia, jak nie ma samowiedzy swego życiowego położenia, tak też i nie ma jej względem swej wiary, To ją właśnie chroni od wszelkiej przesady na punkcie religijnym, bo tylko samowiedza swej wiary i pobożności popycha umysł na drogę fanatyzmu i bigoteryi. Wiara jej płynie wprost z duszy, tak, jak myśli z jej głowy, i Zosi ani przez myśl nie przejdzie możliwość niewierzenia. Jeżeli słyszała co o ludziach nie„wierzących, nie może ich sobie na pewno wyobrazić jako istoty zwykle, co dzień spotykane. Są oni dla niej jakby ludźmi innych planet, z innymi nosami, z inną głową, z innymi mózgami. Sądzę, iż, gdybym jej pokazał jednego z takich niewierzących, przypatrywałaby mu się ciekawie,