Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wieczór już prawie. Tylko co patrzeć Stacha i Zosi.
Będziemy się bawili w karnawał...
Ha, trudno! każdy, jak może.

2 marca.

Wieczór wczorajszy spędziliśmy dosyć znośnie. Zośka dokazywała jak łobuz, Stach zawiesił na kilka godzin swoje ponure poglądy na teraźniejszość i różowe na przyszłość, a ja dostrajałem się do nich, jak mogłem. Dopomagała mi w tem gorączka, która wieczorami dochodzi do 39 stopni.
Nigdy nie doświadczyłem na sobie takiej zmienności humoru — jak teraz. Byłem, co prawda, zawsze dosyć fantastycznym, nawet dziwacznym w swej zbytniej drażliwości, — ale wtedy okres humoru lub niehumoru trwał przynajmniej dni kilka, choćby dzień cały. Wstawałem, jak mówi Stach, lewym lub prawym bokiem — i już do wieczora byłem krzywym albo prostym. Teraz zupełnie co innego. Dziesięć razy na dzień zmienia się mój nastrój. Po wesołości na-