Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pogłębiać tylko żal za niem. A mnie dziś inne myśli w głowie: raduję się, że i na grób mój czasem kilka słońca promyków spadnie. I jeżeli śmierć jest mi jeszcze groźnem widmem, to tylko o ile w niej będzie nocy i chłodu wilgoci. Więc już i nie przed śmiercią samą lęk w duszy uczuwam, ale przed tą przeraźliwą otchłanią ciemności, gdzie i chłodno, i czarno i niema nadziei... Tego tylko się boję...
Gdybyż choć w dzień, przy słońcu umierać mi przyszło!...

11 kwietnia.

Jestem rad, jestem nadzwyczajnie rad, że to święta teraz. Zosia, Stach i Amelka są ciągle przy mnie, a to mi nie tylko nie cięży, ale przeciwnie — prawdziwą rozkosz sprawia.
Stacha miękko dosyć namawiałem do wyjazdu do matki. On mi głupstwa gadał, jak zwykle, pomawiając o brak serca i wiary w niego, skoro mogłem choć na