Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

strzelałabysię z przerażenia, druga zwaryowała.
Ale to nie odpowiedź na pytanie. Nie chodzi o to, czy tak jest dobrze lub źle, bo tak jest i będzie, — ale dlaczego tak jest?
Oto dlatego, iż my wszyscy wiemy, że pomrzemy, ale nikt temu nie wierzy. Niesłusznie nazwali to paradoksem; to prawda najrzeczywistrza. Śmierć stosujemy do wszystkich, tylko nie do siebie.
My wszyscy, pomimo miliarda przykładów, pomimo jaskrawej ich oczywistości, pomimo nawet najsilniejszego o tem przekonania, czynimy się wyjątkami w ogólnej regule. Nikt tego nawet sobie nie przyzna, potrafimy nazwać to idyotyzmem, śmiać się z własnej głupoty, a jednak... jednak... nie wierzymy. Ta najdziwaczniejsza z dziwacznych niewiara nie występuje może nigdy w umyśle jako jasno i dobitnie sformułowane twierdzenie, ale tkwi gdzieś po kącikach intelligencyi, jako instynktowy, wrodzony głos. Nie wiemy, że go mamy, — a on jednak wchodzi w grę myśli i wpływa na nią.