Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zbiję, niżeli jej rąbek uchylę; a jednak nie mogę nie robić szalonych wysiłków, ażeby ją przebić.
Walczę nie tylko bez nadziei zwycięstwa, ale nawet z pewnością, że pokonanym zostanę, — a przecież — walczę, by zwyciężyć...
Tylko ze śmiercią taki bój toczyć można.
Czasem śmieję się sam z siebie i w chwilach nieskończonych dociekań zdobywam się na energię rezygnacyi, — ale to są krótkie bardzo przestanki. Myśl już z nałogu biegnie jednym tylko torem, — a jeżeli ją wysiłkiem zwrócę w pół drogi, nie mogę się potem oprzeć uczuciu wyrzutu, że czas ciągle schodzi, a jam nic nie wymyślił jeszcze.
I to uczucie wyrzutu, jakby żalu, potęguje się tem jeszcze, że zawsze przy samym końcu takich rozmyślań następuje jedna długa chwila, kiedy myśl, wycieńczona. długiem natężeniem, nie chce ulegać woli, popychającej ją ciągle dalej, naprzód.I rzecz dziwna, to wyczerpanie siły myśli następuje zawsze wówczas właśnie, kiedy zdaje się dobiegać do jakiegoś końca, kie-