Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nic! — Głupstwo! — Naturalnie że mam umrzeć. Głupstwo!
Boże, co za męka!

24 marca.

Tak, ja to wszystko wiedziałem: wszystko, wszystko wiedziałem już przedtem. Gorączkowe sny bezsenne noce, chora wyobraźnia, ukazywały mi tylko obrazy śmierci i czułem ją w sobie. Wiedziałem, że umrę, — tylko nie wierzyłem. A teraz wierzę. Nie wiele w tem różnicy, a jednak dosyćby jej było, ażeby oszaleć. Ja nie oszalałem, wszystkie władze umysłu zdrowe, nietknięte, z większym jeszcze zapasem sił do pracy. W godzinę przemyślę nieraz wielu całe; uwaga moja nie może nadążyć za tą szybkością, z jaką się ślizgam po myślach.
Ze śmiercią jużem się oswoił nieco. Jeżeli mózg mój mógł przetrzymać te wszystkie katusze, jakie przeżyłem w ciągu ostatniego tygodnia, świadczy to tylko, że do wszystkiego przyzwyczaić się można. A choć nieraz czuję mroki obłędu