Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jazda roztrzęsie wszystkie wnętrzności, a dziś jest to najmniej pożądane...
Pan budowniczy Beczka kiwnął głową na znak, że rozumie wszystko.
Pani Kondelikowa, szczerze mówiąc, obawą o Pepcię zasłaniała prawdziwą przyczynę, dlaczego życzyła sobie wolnej jazdy. Niech się na nich świat napatrzy, niech ma dość czasu napatrzenia się na pannę młodą, na pana młodego, na wszystkich — i — na szczęśliwą matkę także...
Powozy jechały przez ulicę Szczepana, przez plac Wacława, powoli, prawie majestatycznie. Pani Kondelikowa patrzyła niby uparcie przed siebie, ale widziała wszystko i pochlebiało jej niezmiernie, że się ludzie zatrzymywali już zdaleka, że ciekawie spoglądali na powozy, głównie na kobiety, a mianowicie na panienki. Dziś chciałaby każda być na miejscu Pepci, każdaby chciała być panną młodą. A gdy się trafiło, że przypadkiem któryś z przechodniów poznał w powozie pana młodego i zdjął kapelusz, kłaniając się i kiwając przyjaźnie głową, pani Kondelikowa zawsze kłaniała się także jaknajuprzejmiej, dziękując za córkę, za siebie, za całe towarzystwo. A gdy zasłyszała z ust której z przystających cór Ewy półgłośną uwagę: jaka ładna narzeczona! rosło jej serce dumą. Gdy zaś posłyszała nawet: przystojna para! rozpływała się w szczęściu. Tak właśnie przedstawiała sobie jazdę z kościoła! Wcale się nie gniewała, że ślub był tak późno (co ją z początku oburzało trochę, choć się do tego nie przyznała), na ulicach bowiem płonął gaz, światła było