Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przybliżyła się pani Kondelikowa i spoglądając na Wejwarę przez ramię, objaśniała:
— To takie album rodzinne, Franciszku, Pepcia nie mogła nic innego wymyślić...
Wejwara otworzył album; na pierwszej karcie ujrzał dużą, „buduarową” fotografię Pepci.
— Pepciu, Pepciu! — wołał Wejwara, całując ją w rękę.
Teraz podszedł także i pan Kondelik i, spoglądając bokiem na album, wtrącił:
— Bardzo to piękna rzecz, takie rodzinne album, ale kiedy się ono zapełni, Wejwaro? Macie miejsce na dwieście sztuk.
— Tylko znów nie powiedz czegoś sprośnego — zakrywała mu pani usta.
— Tyle pracy pani miała, kochanie moje — powtórzył Wejwara.
— Mnieby tem nikt nie zachwycił — wtrącił znów Kondelik — pachołek do butów jest ładniejszą rzeczą, a praktyczniejszą zwłaszcza, gdy jest wysoki, i gdy można się na nim oprzeć. Może tu również być zastosowana ręczna robota. Radziłem kupić pachołka do butów, ale kobiety mnie przegłosowały, więc masz album.
— Pocoś wracał do domu? — sierdziła się pani Kondelikowa — zawsze każdemu zepsujesz uciechę!
— Przecież to Wejwarę cieszy! — śmiał się mistrz — a pachołka do butów może mu Pepcia dać na gwiazdkę. Od tego niech pan nie ustępuje, panie Wejwaro!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .