Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dziobkiem w okno, otworzył, wsunął się, Pepcia skoczyła i pośpieszyła na spotkanie, pani Kondelikowa sama przymknęła za Wejwarą drzwi, bez szelestu, powróciła do kuchni.
— Witam pana — wołała Pepcia tłumionym głosem i badawczo patrzyła na Wejwarę. Na jego twarzy rozlał się teraz blask radości, wzruszenia i ledwie, że ją pocałował w koniuszek palców, wymówił z pośpiechem, również tłumionym głosem:
— Mianowany, panno Pepciu!
Pepci, która cały tydzień z drżeniem oczekiwała tego słowa, rozszerzyła się pierś, twarz zapłonęła, oczy się zaiskrzyły:
— Panie Wejwaro!...
— Ach, Pepciu droga! — odetchnął Wejwara — cieszy to panią?
— I pan się pyta?! Jak pan się może pytać? — szepnęła Pepcia i ścisnęła go mocno za rękę.
Wejwara, (chwilę sam nie wiedział, zkąd nabrał tyle odwagi), objął Pepcię lewicą, przycisnął ją do siebie — i silny, gorący pocałunek drżących ust Wejwary spoczął na ustach panny Pepci, która przymknęła oczy.
Gdy się usta ich rozdzieliły, stali oboje bez słowa, ze spuszczonemi oczyma, jakby się byli dopuścili grzechu, ale obojgu było tak nieskończenie błogo. Stali jak posągi, tylko dłoń Pepci, którą Wejwara jeszcze do serca przyciskał, drżała w jego prawicy. Wejwara podniósł ją do ust i całował co