Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 1.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

16

Pan Kondelik ujrzał ją przez otwarte drzwi i łakomie obliznął sobie językiem kątki ust. Szklanka pilzeńskiego, po kieliszku czerwonego samotoku, nic w świecie nie smakuje lepiej! Niech sobie mówi kto chce i jak chce: nie pij piwa po winie! Stara to i głupia zasada! Pochodzi ona chyba jeszcze z czasów, kiedy o pilzeńskiem nie miano pojęcia.
Zupa! Pan Kondelik jadł z taką gorliwością, że mu na czoło wystąpiły iskrzące się krople potu. Po polewce sztuka mięsa, taki „chlebowy,” jak mawiał pan Kondelik, kruchy „ogonek kwiatowy” z sosem chrzanowym, z kilku grzybkami i rydzami w occie, a po mięsie...
Aaah! Teraz się dopiero wyjaśnia! Rajska potrawa! Cielęce kotlety — z najlepszej części szynki, sztucznie zwinięte i naszpikowane, nadziane serdelowym farszem z bułką, ciemno-czerwone, jakby złote!
A kiedy po tej rajskiej potrawie przyniosła szczęśliwa gospodyni na przekąskę cienki kołacz twarogowy na maśle, w ustach się rozpływający, nie wytrzymał już mistrz Kondelik, i łakomie żując artystyczny wyrób małżonki, z którym nic mierzyć się nie mogło, pogroził małżonce wesoło palcem i mówił pełnemi usty:
— Matko, matko! Tyś dzisiaj ugotowała, jak w pierwszą niedzielę po weselu. Cóż cię tak usposobiło?
Mistrz Kondelik powiedział to bezmyślnie, ale zawierała się w tych słowach wielka zachęta. Nie na próżno gotowała dziś pani Kondelikowa tak starannie, nie na darmo wybrała ze swego repertuaru