Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 1.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
13

— Aha, tatko! — zawołała pani Kondelikowa, kręcąca się w kuchni nad blachą i cała zaróżowiona od żaru ognia, pośpiechu i kłopotu o obiad niedzielny.
Był to mistrz Kondelik.
Otworzył drzwi i nim jeszcze wszedł, strząsał na progu śnieg, którym było palto jego poprószone.
— Nareszcie, zdaje się — zawołał, otwierając drzwi na dobre — że będzie jakaś zima. Śnieg pada, a przytem jest tęgi mrozik.
— Niech tam marznie — odpowiedziała, zamiast powitania, pani Kondelikowa. — Z pewnością piwowarzy i wędliniarze już rozpaczali. Dziwne to są zimy, dziwne zimy! Jako żywo nie bywało tego dawniej.
— A to jest dopiero trzecia taka — mówił mistrz Kondelik — a ma ich być siedem. Utrapienie z temi puhaczami i tymi prorokami pogody! A w rezultacie nikt nic nie wie.
Teraz dopiero, niby od niechcenia, spojrzała pani Kondelikowa na zegar kuchenny i wymówiła z wyrzutem, ale z łagodnym, dobrotliwym, jakby żartobliwym wyrzutem:
— Staruszku, staruszku! Pięć minut po pierwszej, a mówiłeś, że będziesz w południe w domu.
— E, ja chciałem — odpowiedział mistrz, jakby się sam na siebie gniewał — ale kiedym już zapłacił, przyszedł dopiero pan radca Holárek i nolens volens musiałem sobie jeszcze kazać podać...
— No, no — mówiła uspokajająco pani Kondelikowa — wcześniej nie czekałam też na ciebie. Cią-