Strona:Ibanez - Czterech Jeźdźców Apokalipsy 03.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Obaj kapitanowie pożegnali się. Inni poprowadzą ich nazajutrz.
Znaleźli przytułek w hotelu „pod Syreną“, budynku z fasadą pooraną pociskami. Właściciel pokazał im z dumą wyrwane okno, nad którem znajdował się ongi szyld oberży: żelazna kobieta z rybim ogonem. Ponieważ Desnoyers miał zająć pokój, sąsiadujący z tym, do którego wpadł pocisk, oberżysta uznał za stosowne objaśnić go, zanim się położy.
Wszystko zburzone: ściany, podłoga, sufit. I mebli kupa i drzazg po kątach; strzępy, obicia, wiewające na ścianach. Przez olbrzymią wyrwę w dachu widać było gwiazdy i wchodził chłód nocny. Oberżysta zaznaczył, że to zniszczenie nie było dziełem Niemców. Dokonał go pocisk 75 przy wypędzaniu najeźdźców z miasteczka. I oberżysta, uśmiechając się z patrjotyczną dumą, powtarzał:
— To dzieło naszych. Jak się panom zdaje, dzielnie się spisuje 75-ty? Co pan myśli o tem?
Pomimo zmęczenia don Marceli spał źle. Myśl, że syn znajduje się w pobliżu, nie pozwalała mu zmrużyć oka.
Wkrótce po wschodzie słońca wyjechali z miasteczka automobilem w towarzystwie innego oficera, Po obu stronach drogi rozciągały się obozowiska i obozowiska. Minęli parki amunicyjne; potem trzecią linję wojsk; potem drugą. Tysiące i tysiące ludzi osiedliło się w szczerem polu, budując sobie naprędce sadyby. To mrowisko ludzkie ze swoją rozmaitością mundurów