Strona:Ibanez - Czterech Jeźdźców Apokalipsy 02.djvu/073

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

madziła zapasy na całe miesiące, skupując co się tylko dało. Argensola skorzystał z tego, powtarzając jak mógł najczęściej odwiedziny na Avenue Victor Hugo i powracał stamtąd objuczony pakunkami, któremi zasilał zaimprowizowaną w kuchni pracowni spiżarnię.
Zaznał wszystkich rozkoszy skrzętnej gospodyni, podziwiając nagromadzone tą drogą skarby: wielkie puszki konserw mięsnych, piramidy butów, worki suszonych jarzyn. Było tam dosyć na utrzymanie licznej rodziny. A prócz tego wojna dostarczyła mu nowego pozoru do nocnych odwiedzin piwnicy Don Marcelego.
— Mogą przyjść — mawiał z bohaterskim gestem, czyniąc przegląd swojego składu — mogą przyjść kiedy zechcą. Jesteśmy przygotowani, by im stawić czoło.
Powiększanie zapasów i doglądanie ich, by się przypadkiem nie zepsuły, oraz gromadzenie nowin, były to dwie czynności, które mu wypełniały życie. Musiał koniecznie nabyć dziesięć, dwanaście, piętnaście pism, każdego dnia; jedne dla tego, że były reakcyjne, a on rozpływał się w zachwycie nad zjednoczeniem wszystkich Francuzów; inne dla tego, że będąc radykalnemi musiały być lepiej powiadomione o nowinach, jakie otrzymywał Rząd. Dzienniki te ukazywały się w południe, o trzeciej, o czwartej i o piątej przed wieczorem. Półgodzinne opóźnienie w pojawieniu się jakiegoś świstka, budziło ogromne nadzieje w publiczności, która wyobrażała sobie, że przyczyną tego są jakieś nadzwyczajne nowiny. Wy-