Strona:Ibanez - Czterech Jeźdźców Apokalipsy 02.djvu/056

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

towych pantalonach à la mameluque, ciżmach nabijanych gwoździkami i z mnóstwem chorągiewek i kokardek trójkolorowych, poprzypinanych na klapach marynarki.
— Spóźnił się jegomość — rzekł wesoło. — Zamknie się fabryka. Właściciel został zmobilizowany i za parę godzin maszeruje do swego pułku. I pokazał kawałek papieru ręcznie zapisany i przybity na drzwiach jego warsztaciku, na podobieństwo drukowanych kartek, powystawianych we wszystkich zakładach Paryża, jako dowód, że właściciele i pracownicy usłuchali rozkazu mobilizacji.
Nigdy nie było by przyszło na myśl Desnoyersowi, że jego stolarz może się przedzierzgnąć w żołnierza. Wszak buntował się przeciwko wszystkim rozporzęniom władzy. Nienawidził flic'ów (policjantów) z którymi kułakował się i okładał kijami we wszystkich rozruchach. Militaryzm był jego zmorą. Na wiecach przeciw tyranji Rządu występował jako jeden z najgorliwszych krzykaczy. I ten rewolucjonista szedł na wojnę z największą ochotą, bez żadnego przymusu.
Robert mówił z uniesieniem o pułku, o życiu z kolegami, ze śmiercią o cztery kroki.
— Mam te same przekonania co dawniej, proszę pana — ciągnął dalej, jakgdyby odgadując, co myślał tamten — ale wojna jest wojną i uczy wielu rzeczy; a pomiędzy innemi, że wolności powinien towarzyszyć ład i władza. Trzeba, żeby jeden rozkazywał, a inni słuchali... dobrowolnie, z przekonania... ale niechaj słuchają. Gdy wojna przychodzi, na wszystko człowiek