Strona:Ibanez - Czterech Jeźdźców Apokalipsy 01.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

derji i etykiety, niby pieśń rewolucyjna; pieśń rewolucji lekkomyślności.
Juljan Desnoyers, ujrzawszy ten taniec swego chłopięctwa wszechwładnym i triumfującym w samem sercu Paryża, oddał mu się z ufnością, jaką budzi stara kochanka. Gdyby kto był powiedział wtedy, gdy jako student uczęszczał na najsromotniejsze bale w Buenos Ayres, nad któremi czuwała policja, że zakłada podwaliny przyszłej swojej sławy!
Od piątej do siódmej setki oczu śledziły za nim z zachwytem w salonach na Polach Elizejskich, gdzie filiżanka herbaty kosztowała pięć franków z prawem uczestniczenia w uświęconym tańcu.
— Ma linję — mówiły o nim panie, podziwiając jego smukłą postać średniego wzrostu i o silnie rozwiniętych muskułach. A on, w obcisłym, wzdętym na piersiach żakiecie, w lakierowanych ciżemkach na wysokich obcasach, obciskających jego kobieco drobną stopę, tańczył poważny, skupiony, milczący, jak matematyk rozwiązujący zawiłe zadania, podczas gdy błękitnawe światełka ślizgały się po jego lśniących, ugładzonych po obu stronach czaszki włosach.
Kobiety przedstawiały mu się same ze słodką nadzieją, że przyjaciółki zazdrościć im będą, widząc je w objęciach mistrza. Zaproszenia sypały się jak grad. Najniedostępniejsze salony otwierały się przed nim. Co wieczór zyskiwał przyjaciół tuzinami. Moda sprowadziła profesorów z tamtej strony morza, koleżków z przedmieścia Buenos Ayres dumnych i zmięszanych, że ich oklaskiwano na równi ze sławnym tenorem