Strona:Ibanez - Czterech Jeźdźców Apokalipsy 01.djvu/052

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

potoczył się, oplątany swoim sztandarem pod nogi Żuawom. I nie troszczył się już o więcej, ponieważ dosięgło go kilka pchnięć mniej lub więcej bolesnych; musiał uciekać wraz z innymi.
Owego dnia objawił się po raz pierwszy jego charakter uparty, wyniosły, który podrażniony sprzeciwem, zdolny był chwycić się ostateczności. Wspomnienie otrzymanych razów piekło go jak coś, co domaga się zemsty. „Precz z wojną!“ Ponieważ nie mógł zaprotestować w inny sposób, więc opuści kraj. Walka miała być długa, i zakończyć się klęską, według wrogów Cesarstwa. Dla niego zaś nadchodził czas poborowy. Niech Cesarz radzi sobie jak chce; Desnoyers zrzekł się zaszczytu służenia mu. Wahał się trochę, wspomniawszy matkę. Ale krewni na wsi nie opuszczą jej, on zaś postanowił pracować ze wszystkich sił, by przysyłać jej pieniądze. Kto wie, czy nie czekają go bogactwa po drugiej stronie morza. Żegnaj, Francjo!
Dzięki jego oszczędnościom jeden agent portowy ofiarował mu możność zabrania się bez papierów na trzy parowce. Jeden szedł do Egiptu, drugi do Australji, trzeci do Montewideo i Buenos Ayres; który ma się wyda lepszym. Desnoyers, przypomniawszy sobie książki, jakie czytywał, chciał się poradzić wiatru i wybrać wskazany mu przezeń kierunek jak to czynili różni powieściowi bohaterowie. Ale tego dnia wiatr dął od morza w stronę Francji. Desnoyers chciał także rzucić monetę w górę, by mu wskazała jego przeznastralji, trzeci do Montewideo i Buenos Ayres: który wyruszy pierwszy. Dopiero gdy znalazł się ze swoim