Strona:Ibanez - Czterech Jeźdźców Apokalipsy 01.djvu/039

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szy ją znowu przedewszystkiem zachwycił się wdzięcznym, rytmicznym krokiem, jakim szła przez ogród, szukając nowego miejsca. Rysy jej nie były regularne, ale pełne uroku i pikanterji; prawdziwa twarzyczka Paryżanki. Wszystko, co mogła wynaleść sztuka upiększania kobiety zjednoczyło się w jej osobie, tchnącej najwytworniejszą starannością. Margarita żyła zawsze dla siebie. Dopiero przed kilkoma miesiącami wyrzekła się częściowo tego słodkiego egoizmu, poświęcając zebrania, herbaty i wizyty, by spędzać z Desnoyersem wieczorne godziny. Elegancka i wymalowana jak kosztowna lalka, mając za najwyższy cel połączenie swych cielesnych uroków z ostatniemi wynalazkami mody doszła wreszcie do tego, że odczuła radość i troski innych kobiet, tworząc sobie życie wewnętrzne. Ośrodkiem tego nowego życia, ukrytego pod jej dawniejszą płochością stał się Desnoyers. Potem, gdy wyobrażała sobie, że ostatecznie urządziła swą egzystencją: — zadowolenie próżności dla świata, i rozkosze miłości w tajemnicy — druzgocąca katastrofa, wystąpienie męża, o którego istnieniu zdawała się zapominać, zniszczyła jej lekkomyślną szczęśliwość. Ona, która uważała siebie za centrum świata, wierząc mocno, że wypadki powinny krążyć stosownie do jej pragnień i upodobań, odczuła tę okropną niespodziankę z większem zdumieniem niż bólem.
— A ty, jakże mnie znalazłeś? zapytała.
I aby Juljan nie omylił się w odpowiedzi, spojrzała na obfite fałdy swej sukni, dodając:
— Uprzedzam cię, że się moda zmieniła. Skończy-