Strona:Ibanez - Czterech Jeźdźców Apokalipsy 01.djvu/014

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tych rodziców, nie zawsze cieszącego się ich względami i bierze udział w zmiennych kolejach jego losu, zbierając skrzętnie okruszyny z dni pomyślnych i przemyśliwając w jaki sposób zachować pozory w godzinach niedostatku.
— Co słychać o wojnie? rzekł mu Argensola, zanim go zapytał o wyniki podróży. — Przyjeżdżając z daleka powinieneś wiedzieć dużo.
Następnie Desnoyers przespał się w swojem dawnem łóżku, składniku wiecznych wspomnień, podczas gdy „sekretarz” chodził po pracowni mówiąc o Rosji, o Serbji i o Kajzerze. Nawet ten młodzieniec nie troszczący się o nic, co się jego samego nie tyczyło, zdawał się pochłonięty ogólną troską.
Gdy Juljan zbudził się, liścik od niej naznaczający mu piątą godzinę zawierał również parę słów o grożącem niebezpieczeństwie. Poprzez jej miłosne wynurzenia zdawał się przedzierać niepokój Paryża. Gdy wychodził na śniadanie, odźwierna pod pozorem powitania zatrzymała go, pytając o nowiny. I w restauracji, w kawiarni, na ulicy, wciąż wojna... możliwość wojny z Niemcami.
Desnoyers był optymistą. Co mogły znaczyć te trwogi dla człowieka, który spędził właśnie więcej niż dwadzieścia dni wśród Niemców, płynąc Atlantykiem pod flagą Cesarstwa?
Wyjechał z Buenos Ayres na parowcu Hamburskim: König Friedrich August. Święty spokój panował w świecie, gdy statek oddalał się od lądu. Tylko w Meksyku biali i metysi mordowali się wzajemnie