Strona:Hugo Bettauer - Trzy godziny małżeństwa.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Oskurka, miejże pan rozum i wyznaj spokojnie, że wielka kradzież frachtów w Weidhofen, to pańskie dzieło. Wiemy o tem dobrze, oszczędź nam pan zatem niepotrzebnego trudu!
Teraz podają szampana, a generał wygłasza wzruszające przemówienie. Elżbieta, która nie umie udawać, wbiła spojrzenie w ścianę przeciwległą.
— Szachraju jeden, nie zechcesz pan chyba wmówić we mnie, że nie wiesz kto już na granicy szwajcarskiej rozluźnił śruby progów kolejowych.
Pół do ósmej. Szalay podpił sobie już niezawodnie, a goście jego puszczają się na bezwstydnie, ubliżające dowcipy. Elżbieta załamuje ręce z męki i rozpaczy.
Przesłuchanie trwało dalej. Protokolant ledwie mógł nadążyć z pisaniem. Bodenbach uczuł, że siły jego są do cna wyczerpane, a wskazówka zegara jęła się posuwać z szybkością zawrotną. Dochodziła ósma. Przyszła kolej na Herlingena, dawnego znajomego, który raz poraz niepokoił policję. Jego można było stosunkowo najłatwiej jeszcze wyłowić.