Strona:Hugo Bettauer - Trzy godziny małżeństwa.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Odczuła, że nawet w takim człowieku tkwi kędyś w zakątku dobroć ludzka i serdeczność.Ale nastrój ten nie przetrwał minuty swych narodzin. Gdy Elżbieta weszła do sypialni w stylu Ludwika XVI. uszczypnął ją Szalay w ramię i powiedział obleśny dowcip na temat wielkiego, podwójnego małżeńskiego łoża. Szarpnęła się gwałtownie. Ogarnięta wstrętem zagryzła wargi, tak że kropla krwi spłynęła po podbródku.
Tej nocy stoczyła Elżbieta ciężką walkę ze sobą. Nie mogąc zasnąć chodziła po pokoju, roztrząsając sytuację, w jakiej się znalazła. Luksus, bogactwo, sybaryckie życie w dostatkach... tak, ale za jaką cenę! Zwidywały się jej straszne majaki. Nieustannie myślała o bliskiej nocy poślubnej, o chwili, kiedy naga, bezbronna, pozbawiona prawa oporu, oddać się musi zwierzęciu w postaci Ernö Szalaya, Zimny dreszcz spłynął jej po grzbiecie i mimowoli otuliła się szalem, jakgdyby w ten sposób odpędzić chciała od siebie grozę przyszłości.
Przystąpiwszy do okna wyjrzała. Noc była wygwieżdżona.
— Jakież to wszystko głupie! — myślała —