Strona:Hugo Bettauer - Trzy godziny małżeństwa.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Matka i Ellen przyczyniały się ze swej strony do tego, by ją odurzać i oszołamiać, wystawiając niezmierne szczęście zostania żoną takiego krezusa jakim jest Ernö Szalay. Kiedy jednak Elżbieta wracała do domu, ogarniał ją niewysłowiony niepokój i nerwowość, a ucieczką był jej jedynie Theo. Nigdy nie widywali się tak często, jak w tym okresie narzeczeństwa.
Przyjechawszy, śmiertelnie znużona próbowaniem toalet w pierwszorzędnych zakładach krawieckich, kładła się na pięć minut w szezlongu, poczem skończywszy na równe nogi dzwoniła do ukochanego, układając schadzkę na kwadrans najbliższy.
Siadywali na którymś z parków, lub jakiejś podmiejskiej kawiarence, milcząc i trzymając się za ręce. Nie mówili nigdy o Szalayu, zaręczynach, ani bliskim ślubie. Nie zamienili także pocałunku i przestali mówić sobie: ty.
Elżbieta chciała tylko być z nim, obejmować chłodną jego, chudą dłoń gorącymi palcami, jak ogarnięte gorączką dziecko nie może się zdecydować, by puścić matkę od łóżeczka swego.
Theo Bodenbach rozumiał ją, nie żądał ni-